sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 8

Annabeth Chase 
     Czując się jak szczur w klatce, Annabeth zdążyła już przyzwyczaić się do panującego tu mroku. Dopiero teraz zauważyła, że znajduje się nie wielkim pokoju w kształcie sześcianu otoczonego z czterech stron kamiennym murem. Przypominało to jej stare lochy jeszcze za czasów gladiatorów, kiedy w każdym momencie niewolnik mógł zostać wezwany na arenę do walki na śmierć i życie.
 
     Tuż za nią wznosiły się niewielkie drewniane drzwiczki z małymi poziomymi kratami, które zapewne służyły do podawania posiłków więźniom, lub do kontrolowania ich, czy czegoś przypadkiem nie kombinują.
 
     Sznury, którymi miała związane swoje nadgarstki i stopy, strasznie ją uwierały. Nie miała nawet przy sobie żadnej broni, którymi mogłaby je przeciąć. Zza drzwi dochodziły dziwne hałasy przypominające złowieszczy śmiech Empuz, z którymi miała już przyjemność (lub nieprzyjemność) się niegdyś spotkać.

     Licząc na jakiś ratunek, Annabeth kopnęła z całych sił nogą o drzwi. Choć było to absurdalne, gdyż szansa, że ktoś jej otworzy drzwi i pozwoli spokojnie wrócić do Obozu herosów, była po prostu niemożliwa.
- Halo! Ratunku! – krzyknęła, licząc na cud.
 
     Nagle nastała głęboka cisza. Po chwili Annabeth zdołała usłyszeć dziwne jęki i syczenie. Wtem w kratach pojawiła się twarz jednej z Empuz. Dopiero po dokładnym przyjrzeniu się jej twarzy, rozpoznała swoją dawną znajomą Kelli.
 
- Proszę, proszę, proszę… kogo my tu mamy? – zasyczała krwiożercza bestia.
 
     Annabeth na wszelki wypadek wolała trzymać jęzor za zębami. Po chwili wstała usilnie na nogi, przewracając się co chwile na ziemię. Kelli parsknęła śmiechem.
 
- Może jesteś głodna? – zapytała inna Empuza, która stanęła obok towarzyszki.
 
- Bardzo, ale niestety Gaja nam zakazała ją zabijać… - odparła smutno z wyrzutem.
 
- Nie ty czy jesteś głodna, lecz ONA, idiotko! – wrzasnęła na przyjaciółkę, wskazując na córkę Ateny.
 
     Empuzy zaczęły się szarpać między sobą. Annabeth, gdyby miała jakąkolwiek broń, pewnie by wykorzystała tę okazję i spróbowałaby w jakiś sposób wydostać się z lochu. Wewnątrz celi nie zauważyła niczego, co mogłoby jej pomóc ucieczce.
 
     Dlatego, westchnąwszy głęboko, położyła się na ziemi plecami do dołu. Czuła mocny ból w okolicach mięśni i kości. Brakowało jej powietrza, przez co bardzo się dusiła. Miała wrażenie, że coś, lub ktoś wysysa z niej całą energię. Jej myśli skoncentrowały się na Gai, której imię przed chwilą padło w trakcie sprzeczki między Empuzami.
 
     Annabeth bardzo się tym przejęła. Zrozumiała przecież, że Gai  w jakiś sposób udało się przeżyć, mimo że zeszłego lata została pokonana przez siódemkę herosów z Wielkiej Przepowiedni. Jeśli to rzeczywiście jest prawda, była pewna, że tym razem nie pozbędą się jej tak łatwo.
 
     Annabeth jednak nie mogła do końca zrozumieć, po co ona sama była potrzebna Matce Ziemi. Czyżby po to, by znów rozlać Krew Olimpu na święte kamienie? Albo żeby zwabić Percy’ego w pułapkę, myśląc, że ten pobiegnie na sam koniec świata w poszukiwaniu swojej dziewczyny? Tego nie wiedziała, ale była pewna, że Gaja znów wymyśliła jakiś chytry i szatański plan, a sama córka Ateny była jedynie jej pionkiem w całej grze planowanej już od dość dawna.

2 komentarze:

  1. Komentuje wszystkim po kolei i twój blog mi się teraz otworzył .Pisz ,że ty te dłuższe rozdziały .Biedna Annabeth.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dłuższe rozdziały....Dłuższe rozdziały...
    Annabeth :(
    Biedactwo...
    ~Wikkusia

    OdpowiedzUsuń