sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 1

Percy Jackson
 
     Percy obudził się z zimnym potem na czole. Był niewyspany i cały trząsł się ze strachu. To była bardzo ciężka noc dla niego. Wciąż nie mógł się otrząsnąć po tym, jak zobaczył jego ukochaną Annabeth w mizernym stanie. 

     Widział, jak niewyraźna postać starała się ją wydostać z jakiejś ponurej celi, ale Percy nie był wstanie zidentyfikować kto. Potem oboje zaczęli biec przez las. Goniły ich setki potworów. Dziewczyna cały czas się potykała, a chłopak zdawał się ciągnąć ją za sobą przeciw jej woli. Nagle znaleźli się nad jakimś wysokim urwiskiem i skoczyli. Właśnie ta myśl przyprawiała Percy'ego o dreszcze...
 
     Kiedy już był wstanie wreszcie zapomnieć o bolesnym rozstaniu z Annabeth, ona w jakiś sposób zdołała skontaktować się z nim. Percy znajdował się właśnie Wielkim Domu tuż przy telefonie, który nagle zadzwonił. Coś jak przeznaczenie! Ten moment, gdy podniósł słuchawkę i usłyszał głos ukochanej dziewczyny, przywrócił mu wcześniej utraconą nadzieję na jej powrót.

     O tym, co się wtedy wydarzyło, wiedzieli tylko jego najbliżsi przyjaciele, którzy byli obecnie w Obozie Herosów: Nico, Leo, Hazel i Piper. Reszcie z Obozu Jupiter jeszcze nie był wstanie, o tym powiedzieć. A Chejronowi nawet nie zamierzał zdradzać tej wieści. Bo po co? Już dość namieszał...
 
     Percy nie mógł już dłużej znieść w tym zamknięciu! Wyskoczył z łóżka i ubrawszy się w strój obozowy, wyszedł na świeże powietrze. Słońce dopiero co wychylało z nieboskłonu. Mimo tak wczesnej godziny, wiele herosów szmerało już po obozie. Niektórzy z nich mieli na sobie plecaki, inni targali za sobą niewielkie walizki. Percy'ego bardzo zdziwiło to, co widział.
 
- Ajj - jęknął Percy, kiedy nagle ktoś wpadł na niego z rozpędu, przez co obaj wylądowali na ziemi. Był to Will Solace, jeden z dzieci Appolla.
 
- Oj, wybacz, Percy, ale bardzo mi się śpieszy - rzekł, pomagając Percy'emu wstać.
 
- Nic nie szkodzi... o co to całe zamieszanie teraz? Co inni robią tak wcześnie?
 
- Nie pamiętasz?! - odparł szybko, jakby się gdzieś śpieszył - Przecież dziś i jutro są to ostatnie dni, które mamy na opuszczenie Obozu! A teraz wybacz, muszę załatwić jeszcze kilka spraw... - i odbiegł bez pożegnania.
 
     Percy kompletnie zapomniał o tym, co Chejron mówił podczas zeszłego wieczornego ogniska. Do jutra był termin na opuszczenie Obozu, a on nie zaczął się nawet pakować.
 
     Syn Posejdona na szczęście miał dokąd pójść. Mógł znów wrócić do swojej matki Sally, z którą zresztą od dawna się nie widział. Jeszcze jakiś miesiąc temu rozmawiał z nią przez iryfon, mówiąc, że wszystko u niego w porządku, ale tak na żywo spotkał się z nią jeszcze przed pokonaniem Gai. Sporo czasu minęło. Tylko żeby go teraz nie pogoniła, bo byłoby z nim kiepsko...
 
     Ale co byłoby z resztą obozowiczów? Wiele z nich nie miało takiego domu, w których mogliby mieszkać. Percy wcale im nie zazdrościł. Marny ich los, gdy nagle otoczą ich gromady potworów.
 
     Okazało się, że jednak już nic nie da rady z tym zrobić. Chejron ma na prawdę twardy łeb i nie da rady go przekonać, że się myli. A co najgorsze uzyskał nawet poparcie bogów. Nawet Posejdon twierdził, że "tak będzie lepiej". Percy wciąż był zły na ojca, z którym nie dawno się spotkał... ale o tym spotkaniu wolał nawet nie mówić...
 
     Nagle Percy zauważył jakiegoś chłopaka o przeciętnym wzroście zmierzającego w kierunku domku trzeciego. Dopiero po chwili zrozumiał, iż był to Leo Valdez. Syn Hefajstosa niczym Ninja wkradł się pod drzwi domku, zapukał czterokrotnie i upuściwszy na ziemię jakiś kawałek pergaminu, odskoczył i wybiegł dalej.
 
- Leo... taki dyskretny! - parsknął śmiechem Percy.
 
     Podszedł do drzwi i podniósł z ziemi rzucony kawałek pergaminu. Rozwinął go i przeczytał zawartość:
 
Spotykamy się wszyscy w Bunkrze Dziewiątym o 22:00!
Nie zapomnijcie wziąć najważniejszych rzeczy!
 
~ Wasz ukochany i najwspanialszy Leo
 
     Zabrzmiało to troszkę tak, jakby Leo miał jakiś plan. Jeśli to był plan na ocalenie Annabeth, Percy wchodził w to bez zastanowienia. Co miał do stracenia?

7 komentarzy:

  1. Nareszcie!!! Dzięki za nowy rozdział!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no.
    Ciekawy rozdział, bardzo ciekawy. Aż chce się zadać pytanie: Kiedy będzie następny?
    Ogólnie to: Spotkanie z Muszlobrodym? Sen? Annabeth? Kurka wodna, Annabeth, trzeba było mu podać swoje koordynaty, miejsce w którym się znajdujesz, takie:
    ,,Żyje! Jestem nad Tartarem w lochu, glonomóżdżku! Jason nic mi nie zrobił...O, ou. Potwory, muszę spadać, całuski!''
    No.
    I to chyba na tyle z MOJEJ strony, teraz czekam, abyś odpowiedział następnym rozdziałem.
    Pozdrawiam, walizek pełnych weny i tym podobnych...
    ~Wikkusia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia kiedy następny rozdział, ale już zacząłem go pisać xD

      Usuń
  3. I kto katuje psychicznie glona ?
    Jeszcze tracą obóz.
    Jak ja nienawidzę Leo. W każdym wydaniu. Naprawdę staram się go polubić, ale nie mogę. Sally raczej nigdy nie wyprze się Percy'ego, ale nie wiem co ty planujesz zrobić.
    Czekam na next i życzę weny oraz mam nadzieję, że szkoła nie pozbawi zapału.

    Cała magia zaklęta w powieściach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam nic nie mam do Leona, ale dziwi mnie trochę czemu tak wiele osób aż tak za nim szaleje xD

      Usuń
  4. Ciekawe co kombinuje Leo. Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  5. następny następny następny błagam!!!

    OdpowiedzUsuń