Annabeth Chase
Chwila prawdy. Po kilkukrotnym obmyśleniu swojego planu ucieczki celi, Annabeth jest już pewna, że może zaryzykować. Jeśli wszystko pójdzie po jej myśli, wydostanie się stąd w góra dwie minuty. Jedynym problemem będzie tylko ucieczka z całego budynku. Do ostatecznego wyjścia mógł dzielić ją ogromny labirynt korytarzy.
- Raz kozie śmierć - szepnęła do siebie.
Nałożyła na głowę swoją czapkę baseballawą i obejrzała się w całości. Od stóp do głów wraz z ubraniami stała się niewidzialna, co oznaczało, że nakrycie głowy nie straciło swojej dawnej mocy. Annabeth uśmiechnęła się zadziornie i natychmiast przeszła do fazy drugiej.
Zaczęła mocno walić niewidzialnymi pięściami o drewniane drzwi, chcąc przykuć czyjąś uwagę. Nagle usłyszała w oddali czyjeś ciężkie kroki. Annabeth odeszłe na bok i wyciągnęła już swój sztylet z kieszeni.
- No czego?! Czego?! - jęknęła Empuza i wyciągnęła klucze od celi. Gdy otworzyła drzwi, nikogo nie zauważyła. Dziwiąc się, wkroczyła do środka - Gdzie ty się schowałaś, ofermo...?!
CIACH! Cios ostrzem w głowę Empuzy powalił ją na ziemię. Ciało potwora zamieniło się w pył, a Annabeth wyszła na zewnątrz. Nagle zabrzmiał alarm: pięć krótkich sygnałów powtarzających się co chwilę.
- UWAGA! WIĘZIEŃ NA WOLNOŚCI! UWAGA! WIĘŹNIEŃ NA WOLNOŚCI! - dodatkowo było słychać taką informacje w głośnikach znajdujących się na każdym korytarzu.
- Och...! - pisnęła ze złości. Musiała szybko działać.
Annabeth miała przed sobą dwa korytarze: jeden na lewo i drugi na prawo. Oba wyglądały na identyczne. Intuicja podpowiadała jej, by skręciła w lewo, jednak kiedy zauważyła nadbiegający stamtąd z tuzin piekielnych ogarów, złapała się za klatkę piersiową. Chociaż dziewczyna była niewidzialna, to te potwory potrafiłyby wywęszyć ją nawet z kilku kilometrów.
Córka Ateny ruszyła na prawo.
Biegła ile tchu w płucach. Co chwile potykała się o własne nogi, przez co piekielne ogary prawie ją doganiały. Ale nie mogła się poddać. Robiła gorsze i bardziej niebezpieczne rzeczy, jeszcze zanim została tu uwięziona. Jej motywacją był Percy - jej chłopak - Percy Jackson! To dla niego walczyła teraz o przetrwanie. Nagle Annabeth ujrzała w oddali wielkie drzwi wykonane z czarnego drewna. Miały majestatyczny kształt. To musiało być wyjście!
Od drzwi dzieliło ją już kilka metrów. Na wszelki wypadek przyśpieszyła, gdyby miała teraz staranować te drzwi. Nie mogła dopuścić to tego, by były zamknięte na klucz. Rzuciła się z całej bokiem na twarde drewno tak, że od razu wbiła się do środka, nie niszcząc do końca drzwi. Zamknęła je za sobą i zablokowała wejście, przesuwając tam najbliższy mebel.
Ku jej nieszczęściu znalazła się w jakimś małym pomieszczeniu i prócz otworu, którym się tu dostała, nie było żadnego innego wyjścia. W środku znajdowało się skromne biurko i jakiś dziwny potwór, którego jeszcze nigdy nie widziała. Chciała się śmiać na jego widok, gdyż wyglądał jak połączenie clowna i księgowego. Ta mitologia czasem ją zadziwiała.
Potwór z plakietką o nazwie "Paul" patrzył na blondynkę z przerażeniem. Annabeth rzuciła sztyletem prosto w jej głowę tak, że potwór od razu padł na ziemię.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Do drzwi zaczęło już wbijać się piekielne ogary, więc czasu było coraz mniej. Na biurku znajdowało się wiele papierów i jakiś laptop. Dopiero po chwili Annabeth doszła do wniosku, iż był to Laptop Dedala! Obok stał telefon stacjonarny taki, jak za dawnych lat. Zapewne to była jej ostatnia nadzieja...
Choć herosi nie powinni używać takich przedmiotów tak telefony czy iPady, gdyż mogły przyciągnąć potwory z otoczenia nawet w promieniu kilku kilometrów, jednak nie widziała innego wyjścia. I tak była już otoczona potworami, więc postanowiła zaryzykować...
Potwory były już prawie w środku. Drzwi dosłownie latały. Grunt pod stopami Annabeth zaczął się trząść, aż rzeczy z biurka pospadały na podłogę. Spoconymi dłońmi chwyciła nerwowo za telefon i wykręciła jedyny numer, jaki znała - do Obozu Herosów...
CIACH! Cios ostrzem w głowę Empuzy powalił ją na ziemię. Ciało potwora zamieniło się w pył, a Annabeth wyszła na zewnątrz. Nagle zabrzmiał alarm: pięć krótkich sygnałów powtarzających się co chwilę.
- UWAGA! WIĘZIEŃ NA WOLNOŚCI! UWAGA! WIĘŹNIEŃ NA WOLNOŚCI! - dodatkowo było słychać taką informacje w głośnikach znajdujących się na każdym korytarzu.
- Och...! - pisnęła ze złości. Musiała szybko działać.
Annabeth miała przed sobą dwa korytarze: jeden na lewo i drugi na prawo. Oba wyglądały na identyczne. Intuicja podpowiadała jej, by skręciła w lewo, jednak kiedy zauważyła nadbiegający stamtąd z tuzin piekielnych ogarów, złapała się za klatkę piersiową. Chociaż dziewczyna była niewidzialna, to te potwory potrafiłyby wywęszyć ją nawet z kilku kilometrów.
Córka Ateny ruszyła na prawo.
Biegła ile tchu w płucach. Co chwile potykała się o własne nogi, przez co piekielne ogary prawie ją doganiały. Ale nie mogła się poddać. Robiła gorsze i bardziej niebezpieczne rzeczy, jeszcze zanim została tu uwięziona. Jej motywacją był Percy - jej chłopak - Percy Jackson! To dla niego walczyła teraz o przetrwanie. Nagle Annabeth ujrzała w oddali wielkie drzwi wykonane z czarnego drewna. Miały majestatyczny kształt. To musiało być wyjście!
Od drzwi dzieliło ją już kilka metrów. Na wszelki wypadek przyśpieszyła, gdyby miała teraz staranować te drzwi. Nie mogła dopuścić to tego, by były zamknięte na klucz. Rzuciła się z całej bokiem na twarde drewno tak, że od razu wbiła się do środka, nie niszcząc do końca drzwi. Zamknęła je za sobą i zablokowała wejście, przesuwając tam najbliższy mebel.
Ku jej nieszczęściu znalazła się w jakimś małym pomieszczeniu i prócz otworu, którym się tu dostała, nie było żadnego innego wyjścia. W środku znajdowało się skromne biurko i jakiś dziwny potwór, którego jeszcze nigdy nie widziała. Chciała się śmiać na jego widok, gdyż wyglądał jak połączenie clowna i księgowego. Ta mitologia czasem ją zadziwiała.
Potwór z plakietką o nazwie "Paul" patrzył na blondynkę z przerażeniem. Annabeth rzuciła sztyletem prosto w jej głowę tak, że potwór od razu padł na ziemię.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Do drzwi zaczęło już wbijać się piekielne ogary, więc czasu było coraz mniej. Na biurku znajdowało się wiele papierów i jakiś laptop. Dopiero po chwili Annabeth doszła do wniosku, iż był to Laptop Dedala! Obok stał telefon stacjonarny taki, jak za dawnych lat. Zapewne to była jej ostatnia nadzieja...
Choć herosi nie powinni używać takich przedmiotów tak telefony czy iPady, gdyż mogły przyciągnąć potwory z otoczenia nawet w promieniu kilku kilometrów, jednak nie widziała innego wyjścia. I tak była już otoczona potworami, więc postanowiła zaryzykować...
Potwory były już prawie w środku. Drzwi dosłownie latały. Grunt pod stopami Annabeth zaczął się trząść, aż rzeczy z biurka pospadały na podłogę. Spoconymi dłońmi chwyciła nerwowo za telefon i wykręciła jedyny numer, jaki znała - do Obozu Herosów...
OdpowiedzUsuńWILL! OD KIEDY ZACZĄŁEŚ SIĘ BAWIĆ W TVN'a?
Ogólnie to Annabeth <3
Krótkie.. :P
W skrócie, bo zaraz idę do biblioteki: 10/10 - czekam na więcej!
~Wikkusia
Bawić w TVN'a? xD że w sensie długie przerwy na reklamy...? xD
Usuńkiedy następny rozdział?!
UsuńCiekawie, czekam na nn
OdpowiedzUsuń