czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział 6

Leo Valdez
 
     Ziemia się zatrzęsła, gdy ogromne łapska smoków o metalicznym wyglądzie rzuciły się na ziemią. Leo natychmiast skoczył ze swojego Festusa i zdjął z niego Piper, która przez całą drogę była na nim oparta. Wydawała się być w okropnym stanie. Była cała poobijana, a oczy miała przymknięte, jakby straciła przytomność.

- Piper? Co jej jest?! - odparł szybko Jason, podbiegając do przybyszów.

- Po drodze mieliśmy nieprzyjemne spotkanie z duchami burzy... - rzekł Leo, ściągając bezwładne ciało Piper ze smoka - Ventusy potrafią być bardzo uciążliwe.
 
     Leo położył córkę Afrodyty na ziemi, prosząc Reynę, by sprowadziła pomoc. Potomkini Bellony pobiegła bez wahania. Percy i Hazel również zeszli ze swojego transportu i ustawili się na około rannej Piper. Jason schylił się ku swojej dziewczynie i podłożył rękę pod jej szyję, unosząc lekko jej głowę do góry. Drugą dłonią pogłaskał ją w policzek.

- I tak miała dużo szczęścia. - odparł Percy, przerywając nastającą ciszę - Po tym co się stało...

- Chodźmy może lepiej stąd. - powiedział Leo - Mamo dużo spraw do omówienia...

* * *

     "Na szczęście jest teraz pora obiadowa" pomyślał Leo, zajadając potrawkę z kurczaka podaną z ziemniakami purée. Usiedli nieco dalej niż Rzymianie z Obozu Jupiter, gdyż woleli omówić wszystkie sprawy w ciszy. Tylko syn Hefajstosa zdawał się mieć apetyt. Percy i Jason siedzący obok przyglądali się tylko nieco rozweselonemu przyjacielowi.

     Stolik dalej siedziała Hazel i Frank na przeciwko siebie. Wyglądali na trochę przygnębionych, ale i tak było widać po nich, że za sobą tęsknili. Nie widzieli się od pogrzebu Annabeth. "Pogrzebu", który w rzeczywistości nie miał nigdy miejsca. Leo, gdy spoglądał na nich, cieszył się, że są razem. Mimo dawnych relacji z Hazel, i tak życzył im szczęśliwego związku.

     Gdy do stolika dosiadła się Reyna, nadszedł czas na wyjaśnienia.

- I co z Piper? - zapytał zatroskany Jason

- Wszystko będzie z nią w porządku - uspokoiła go córka Bellony - Nasi uzdrowiciele jednak radzą jej, żeby przesiedziała kilka dni w łóżku.

     Percy i Leo wymienili między sobą zdenerwowane spojrzenia.

- Właśnie chodzi o to, że my już jutro opuszczamy Obóz Jupiter - odparł szybko Percy.

- Jak to? Czemu? - zdziwił się Jason.

- Przyszliśmy tylko zabrać to, co swoje... - Leo wskazał palcem na syna Jupitera, który zrobił przerażone oczy.

- Chodzi wam o... Gaję? - zapytała Reyna, chcąc się upewnić.

- Ba... Chodzi nam o skończenie z tym raz na zawsze! - Leo uniósł się troszkę - Nie zapominajmy też o Annabeth!

     Jason i Reyna spojrzeli na nich osłupieni.

- Proszę, wyjaśnijcie, o co chodzi... - Reyna zdawała się być poważniejsza niż przedtem.

- Oni jeszcze nie wiedzą o Annabeth - szepnął Percy Leonowi.

- To wy nie wiecie?! - zdziwił się Leo - Annabeth zdołała się skontaktować z Percy'm! Ona żyje!

- Co? - Jason aż wstał z wrażenia - To znaczy, że ona nie zginęła z mojej winy?

- Ona nigdy nie zginęła! - Leo tryskał szczęściem - Ale i tak musimy ją teraz odnaleźć...

     Jason nagle poczuł ulgę. Ale po chwili znów spochmurniał.

- Ale przecież... widzieliśmy jak umiera... to jest niemożliwe...

- Wszystko wyjaśni się w swoim czasie - uspokoił go Leo - Teraz najważniejsze jest to, że jutro wyjeżdżamy w szóstkę na misję, z której nie będzie odwrotu!

- W pełni się z wami zgadzam - odparła stanowczo Reyna - To jest zdecydowanie lepszy pomysł niż to, co zaproponował Chejron. Pozostaje jednak problem, jeśli chodzi o Piper.

- Nie możemy jej wziąć... Jest w okropnym stanie - zaznaczył Jason.

- Ja jestem za. - dodał Leo - Pójście Piper z nami to może być dla niej tortura.

- Mogę ją przetrzymać u siebie - zaproponowała Reyna - Przysięgam, że zrobię wszystko, by nic się jej nie stało.

     Chłopcy wymienili między sobą spojrzenia. Po ich minach wyglądało jakby telekomunikowali się telepatycznie. Gdy doszli do porozumienia, dodali we troje:

- Umowa stoi!

* * *
 
     Leo obudził się z okropnym bólem pleców. Po nocy spędzonej na niewygodnej kanapie Franka, czuł, że bolą go wszystkie stawy w kościach. Nie miał siły wstać. Mimo woli podniósł się, drapiąc się po plecach. Cieszył się, ze zasnął w swoich ubraniach, więc nie musiał z rana się przebierać. Podszedł do okna. Widział z niego cały Obóz Jupiter rozciągający się aż po podnóża Berkeley Hills. Słońce zaczęło powoli wznosić się nad widnokręgiem, jednak wciąż było jeszcze ciemno.

     Leo chciał już pobiec do Kallipso, by przywitać się z nią. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że jej z nim nie ma. Chłopak bardzo tego żałował, że nie wziął jej ze sobą, ale nie miał innego wyjścia. Nie mógł narażać jej życia. Dlatego postanowił powierzyć ją Hedge'owi - satyrowi, któremu mimo pozorów bardzo ufał. Założył sobie przecież rodzinę, ma dziecko. Kallipso na pewno będzie z nimi bezpieczna.
 
     Do pokoju nagle wpadł roztrzepany Frank biegający w tę i we w tę. Trzymając w ręku duży plecak podróżny, rozglądał się po pokoju w poszukiwaniu "przedziwnych rzeczy" jak to ujął Leo.
 
- Widziałeś może moje okulary słoneczne? - zapytał syn Marsa.

- Frank, nie idziemy przecież na wakacje - Leo parsknął śmiechem - Nie będziemy mieli, gdzie się opalać!

     Frank zastanowił się przez chwilkę.

- O! Wiem gdzie są! - przypomniał sobie i pobiegł do swojej sypialni.

     Leo westchnął.

- A gdzie reszta? - zapytał po chwili - Percy i Jason nie spali tu też?

- Jason poszedł się zobaczyć z Piper jeszcze przed wyjazdem, a Percy stwierdził, że musi się przewietrzyć! - zawołał Frank z drugiego pokoju. Dołączą do nas, gdy już będziemy wyjeżdżać z obozu.

- Odlatywać - poprawił go Leo - Nie zapominaj o moich Festusach.

- Ach, no rzeczywiście! - parsknął śmiechem - Nie trudno było wczoraj zauważyć czterech smoków latających po całym obozie i ziejących ogniem...

- Taa... - zaśmiał się syn Hefajstosa - Nie ręczę za moje wynalazki!

     Wtedy do pokoju ponownie wrócił Frank ubrany jak europejski turysta. Miał zieloną czapkę z daszkiem, ciepłą bluzę z napisem "I love Hot Dogs" i z obrazkiem przedstawiającym jamnika znajdującego się w długiej bagietce. Leo zrobił się głodny.

- No to możemy już iść!

* * *

     Gdy zbliżali się już do Caldecott Tunnel, zauważyli Hazel wyglądającą na znużoną i zaspaną. Obok niej czekały cztery Festusy czekające na polecenia pana.

- No nareszcie jesteście! - zawołała córka Plutona na widok przyjaciół - Ile mam na was czekać!?

- Tęskniłem za tobą - uśmiechnął się Frank i pocałował dziewczynę w policzek. Ta od razu zrobiła się spokojniejsza i przywitała go równie przyjemnym uśmiechem.

     Leo poczuł się trochę niezręcznie, więc udał, że niczego nie widzi. Nagle do trójki dołączyli Percy i Reyna.

- Hej wszystkim - przywitał się syn Posejdona

- To Reyna jedzie z nami? - zapytał szybko Leo.

- Nie, nie... Ja tylko przyszłam się z wami pożegnać. Ktoś w końcu musi pilnować Obozu Jupiter.

     Wtedy dobiegł do herosów zasapany Jason. Wyglądał na rozkojarzenie.

- Wybaczcie za spóźnienie... Musiałem się zobaczyć z Piper.

     Leo miał wrażenie, że Reyna spiorunowała go zezłoszczonym wzrokiem, ale po chwili się otrząsnęła.

- Pamiętajcie, nie dajcie się złapać Gai - powiedziała Reyna - To wy jesteście jej celem, nie inni herosi.

- Chodźmy już... im prędzej wyruszymy, tym szybciej z tym skończymy! - powiedział Leo

     Gdy przekroczyli granicę Obozu Jupiter, Leo wiedział, że ta misja będzie najgorsza ze wszystkich. Miał takie przeczucie.

- Percy, prowadź! - odrzekł stanowczo Jason

     Syn Posejdona rozejrzał się na około. Nabrał powietrza do płuc po czym dodał:

- Nasz pierwszy cel: Odnaleźć Annabeth!



8 komentarzy:

  1. Pierwsza! Lecę czytać! A w ogóle kiedyś tam nominowałam Cię do LBA XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekhm. Ekhm.
      Możesz czuć się wyróżniony. Zwykle jestem zbyt leniwa, by napisać stosowny komentarz XD
      Bosh, jak ja nie lubię hipokryzji. Szczególnie, kiedy ja to robię... Też bym chciała zobaczyć komentarze u siebie, a sama to nie nabazgram... Nieważne.
      Rozdział zdecydowanie za krótki. Serio. Już nawet ja piszę dłuższe.
      W sumie, to nie mam co opisywać, bo nic prawie się nie zdarzyło, przez tą długość. Ale była perspektywa Leo <3 Jako, że wystąpił mój facet, to stwierdzam, iż rozdział był lepszy, niż zwykle XD
      Życzę morza weny i góry pomysłów, jak to mawiała Mika [*]
      Bussis!
      Issa

      Usuń
    2. A! I szczerze zazdroszczę 18 obserwatorów i 15 tysięcy wyświetleń. Zaczęliśmy w tym samym czasie, a Ty wybiegłeś w przód. Mogłeś poczekać, nie wypada zostawiać koleżanki na polu bitwy *kręci głową* Mam nadzieję, że jeszcze Cię dogonię i gratluję takich wyników! :*

      Usuń
    3. Hahah, dziękuję za komy :3 (wszystkie cztery xD) A wena o dziwo wróciła w dużych ilościach, bo jestem już jeden rozdział do przodu :D Obiecuję, że następny będzie długi ;p :D

      Usuń
  2. Jej! Wreszcie nowy rozdział <3 Zaczęłam czytać niedawno i zakochałam się ♥ Pisz, pisz
    Zapraszam na mojego bloga fanfiction w tych samych (a raczej podobnych) klimatach: http://thestoryofnewgeneration.blogspot.com/
    Nowy rozdział we wtorek♥
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu.
    Krótkie.
    Zły Will.
    Weny. Czasu do pisania.
    ŻEBYŚ W KOŃCU
    NAPISAŁ
    COŚ
    DŁUŻSZEGO
    .
    Amen.
    ~kk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny będzie/jest dłuższy bo już go napisałem xD

      Usuń