poniedziałek, 22 lutego 2016

Rozdział 7

Percy Jackson
 
     Percy nie pamiętał, kiedy to ostatni raz latał tak wysoko ponad ziemią. Musiało to być pewnie kilka lat temu, gdy razem ze swoim starym kumplem Mrocznym wzbijali się w stronę gwiazd. Prowadząc samodzielnie czarnego Festusa, chłopak czuł odrobinę paniki. Wciąż nie wiedział do końca, jak prowadzić tym "nadwynalazkiem", jak to nazwał Leo tuż przed wylotem z Obozu Jupiter.
 
     Kilka metrów dalej na srebrnym smoku leciał Jason, a tuż obok niego znajdowali się na brązowym Festusie Frank i Hazel. Całą czwórką dowodził lecący na czele Leo, który zdawał się wiedzieć, gdzie ich prowadzi. Było wręcz przeciwnie.
 
- Może zatrzymamy się na chwilę! - zaproponowała Hazel - Szczerze to muszę skorzystać z toalety...
 
- Lecimy dopiero niecałe pół godziny! - zaprotestował kapitan Leo
 
- Ja zgadzam sie z Hazel! - Frank poparł swoją dziewczynę - Nie wiemy nawet, dokąd zmierzamy.
 
- Niech Percy zdecyduje! - dodał Jason - To on nami dowodzi na tej misji!
 
     Percy rozkojarzony spojrzał na towarzyszy. Ledwo ich słyszał, lecz zdołał zrozumieć sens ich wypowiedzi.
 
- Zatrzymajmy się! - zdecydował stanowczo - Mamy wiele spraw do omówienia...
 
* * *
 
     Percy nigdy nie był zwolennikiem obgadywania ważnych spraw na stacjach benzynowych. Udali się jednak tam ze względu na potrzebę Hazel ze skorzystania z toalety i głodu Leona, który miał ochotę na Hot Doga. W międzyczasie Percy, Jason i Frank poszli do baru mlecznego o nazwie "Gadzi Raj" tuż obok. Nie zdziwili się na widok pustej jadłodajni. Percy bał się, że serwują tu tylko węże i żółwie. W kąciku siedziała jakaś młoda kelnerka słuchająca muzyki z MP4, więc pewnie nawet nie zauważyła ich obecności. Usiedli jak najbliżej wyjścia.
 
     Wtedy dołączyła do nich Hazel. Była chyba najbardziej rozluźniona ze wszystkich. Usiadła tuż obok Franka.
 
- Co tak tu smutno? - zapytała z uśmieszkiem na twarzy, jednak gdy nikt jej nie odpowiedział, również spochmurniała.
 
     Wtedy do baru wbił Leo z długim Hot Dogiem w ręku i usiadł na brzegu. Percy zazdrościł mu tego apetytu. Też by coś chętnie zjadł, ale najpierw wolał uzgodnić parę spraw z przyjaciółmi. Musiał im wreszcie powiedzieć o spotkaniu ze swoim ojcem kilka dni temu...
 
- No to jesteśmy w komplecie! - odparł Leo, żując parówkę w ustach - Ale radzę się trochę sprężyć, bo nie wiem jak długo Festusy wytrzymają w miejscu.
 
     Nastała głęboka cisza. Wszyscy rzucali między sobą wzrokiem, czekając, aż ktoś wreszcie podrzuci jakiś temat. W oddali było słychać jedynie tykanie zegarka, które strasznie irytowało Percy'ego.
 
- Więc... - zaczął Frank. Wyjął ze swojego plecaka zwinięty mapę z dużym napisem "USA znane i mniej znane". Gdy go rozwinął położył ją na stoliku. Mapa była wystarczająco duża, by zakryć cały blat. - Jesteśmy tu... - wskazał na Kalifornię - Co dalej...?
 
     Wszyscy spojrzeli na Percy'ego. Ten nagle się zarumienił. Zaczął nerwowo stukać o stół, absolutnie nie wiedząc, co powiedzieć.
 
- Powiedz, co słyszałeś, gdy rozmawiałeś z Annabeth? Co mówiła? - zapytał Jason.
 
- Mówiła tylko, że została gdzieś uwięziona... Nie wiedziała gdzie. Prosiła żebym ją uratował.

- Wiesz coś jeszcze? - dopytywała się Hazel.

     Percy starał sobie przypomnieć ten moment, gdy był w Wielkim Domu u Chejrona. Odebrał telefon i usłyszał znajomy mu głos. To była ona - osoba, którą kochał nad życie.

- Nagle sygnał się urwał - kontynuował Percy nieco bardziej zgnębiony - Znów ją dopadli...

- Kto...?

- Słudzy Gai.

     Wszyscy ucichli. Nawet zegar przestał już tykać, co dość zmartwiło Percy'ego.

- Oznacza to, że musiało być tam dużo potworów... - zaczął Leo dokańczając Hot Doga - Musiała być to jakaś baza Gai, o której nie wiemy.

- Może góra Othrys? - zaproponował Frank - Nawet nie jest daleko stąd. Moglibyśmy poszukać tam wskazówek.

- Przecież góry Othrys już nie ma. - zauważyła Hazel - Została przecież zniszczona.

- Ale to i tak całkiem dobry pomysł, Frank - pochwalił go Jason - Już raz tam walczyłem, gdy byłem jeszcze Pretorem Rzymu. Pamiętam nieco, jak tam się poruszać.

- A więc umowa stoi? - Leo spojrzał na Percy'ego.

     Chłopak pomyślał przez chwilę. Jeśli to miał być jedyny sposób na ocalenie Annabeth, pobiegłby tam nawet na nogach. Tylko czy to naprawdę zadziała, czy nabawią się jakichś kłopotów?

- Ja jestem za - odrzekł po chwili stanowczo.

- Więc wszystko załatwione! - Leo wstał na nogi - Chodźmy już tam jak najszybciej!

- Nie! Poczekacie chwilę - przerwał mu syn Posejdona - Muszę wam coś jeszcze powiedzieć...

     Wszyscy spojrzeli na Percy'ego, czekając aż wyjaśni im, o co chodzi. Frank w międzyczasie schował mapę Stanów do plecaka.

- Kilka dni temu spotkałem się z moim ojcem - zaczął wyjaśniać Percy - To było dość niespodziewane spotkanie. Pokazał mi się dokładnie dzień po tym, jak rozmawiałem z Annabeth. Poza tym, że mówił, iż popierał pomysł Chejrona w związku z opuszczeniem Obozu Herosu, wspominał o tym, że widział Annabeth.

- Co? - na tę wieść, aż Jason przybliżył się do Percy'ego.

- Nie była sama - dalej kontynuował syn Posejdona - Była z jakimś innym chłopakiem, który ją uratował. Mój ojciec nie był wstanie dowiedzieć się kim on jest. W każdym razie nie miał do niego zaufania...

- Ale jakim cudem on ich znalazł? - zdziwiła się Hazel - Twój tata widzi wszystko i wszędzie?

- Annabeth miała wtedy najprawdopodobniej bliski kontakt z wodą, dlatego Posejdon zdołał ją namierzyć.

- Czyli Annabeth nie jest już uwięziona przez Gaję? - zapytał Frank

     Percy wzruszył ramionami. Nie potrafił odpowiedzieć na jego pytanie, co nie oznacza, że nie chciał poznać na nie odpowiedź.

     Wtedy do stolika podeszła kelnerka. Miała dziwny wyraz twarzy.

 - Co państwu podać? - zapytała miłym tonem.
 
- Szczerze to my już wychodziliśmy - odparł Leo wstydliwym głosem - Ale na pewno kiedyś tu wpadniemy jeszcze raz!
 
- O nie, nie... - zaprotestowała - Stąd nie ma ucieczki bez skosztowania naszych specjałów...
 
- Przepraszamy... ale jesteśmy już spóźnieni - powiedział Frank, wstając z krzesła.
 
     Półbogowie wstali ze stolika i udali się w stronę wyjścia. Nagle kelnerka machnęła ręką, przez co ogromna szafa stojąca przedtem w kącie zasunęła drzwi wyjściowe. Percy domyślił się, że są w pułapce.
 
- Stąd nie ma wyjścia - zachichotała kelnerka, po czym zaczęła zmieniać się w potwora.
 
* * *
 
     Potworem okazał się być ogromny gad o ciele w połowie młodej kobiety, w połowie cętkowanego węża. "To by wyjaśniało nazwę tego baru" pomyślał Percy, dobywając Orkanu z kieszeni swojej kurtki. Syn Posejdona rzucił się na wroga, ten jednak swoim długim ogonem owinął nogę chłopaka, po czym cisnął nim o ścianę. Percy'ego zabolały wszystkie kości.

- To kto następny? - zaśmiała się kobieta o ciele węża. - Kto jeszcze chce walczyć z Echidną.

- Echidna? - Hazel zdawało się coś zaświtać w głowie.

     Wtedy Frank wybiegł przed szereg, zamieniając się w krokodyla. Wskoczył na Echidnę, powalając ją na ziemię. Zirytowana krzyknęła:

- Będziecie walczyć pięciu na jednego?! - pstryknęła palcami - A co jeśli wyrównamy nasze siły?

     Przez drzwi kuchenne wparowało kilkanaście wężów tak wielkich, że Percy nie mógł się nadziwić. Były większe nawet od tych, które widział w filmach fantasy.

- A nie możemy rozwiązać tej sprawy po przyjacielsku...? - zaproponował Leo - Jak skosztujemy te wasze specjały, to nas wypuścicie...?

     Echidna parsknęła śmiechem, wyskakując spod łap Franka. Węże zaatakowały herosów. Zaczęły napierać ze wszystkich stron. Percy szybko wstał na nogi i zaczął machać Orkanem we wszystkie strony. Leo cisnął płomieniami naokoło, przez co przypadkowo włączył alarm przeciwpożarowy. Podczas gdy Frank w postaci krokodyla starał się uporać z wężami, Hazel stała w kącie, jakby starała się coś przypomnieć.

- A no tak! - zawołała - To jest Echidna! Córka Gai i Tartara!

- Jak ją zniszczyć?! - zawołał Percy, broniąc się jednocześnie przed atakiem węży.

- Czytałam kiedyś, że trzeba ją spalić żywcem! Węże same padną!

- To już zostawcie mnie - Leo uśmiechnął się szelmowsko. - Żryj ogień, potworze!

     Syn Hefajstosa cisnął kulą ognia prosto w twarz Echidny. Ta zajęczała głośno, jednak wciąż stała na nogach (a raczej na ogonie). Leo potrzebował czegoś mocniejszego.

- Zaczynacie mnie już denerwować - zajęczała kobieta i swoimi szponami złapała Franka za fraki, i obnażywszy kły, ukąsiła go w okolicach szyi, po czym rzuciła nim niczym oszczepem. Chłopak wylądował na ziemi, wracając do człowieczej postaci.

- Jest zbyt silna - wykrztusił z siebie.

- Potrzeba nam więcej ognia! - krzyknął Leo.

     Frank zastanowił się przez chwilę, po czym pobiegł bo swój plecak. Trzęsącymi się rękami otworzył go i zaczął grzebać w środku...

- Kostka Rubika nie... Kanapka z serem nie... Okulary słoneczne też nie... o mam!

     Frank szybko pobiegł w kierunku Leona, trzymając w dłoni jakiś sprej w tubce. Dopiero po chwili Leo zorientował się, iż był to dezodorant.

- Frank! Jesteś genialny! - zawołał Leo, kumulując kulę ognia w swoich dłoniach - Dawaj, celuj w to paskudztwo.

- Już się robi... - Franka przygotował się do ataku.

- Czekaj! - krzyknęli Percy i Jason jednocześnie, odbiegając od pola rażenia. Po drodze potrącili kilka węży, w tym Echidnę, która w ostatnim momencie zdążyła złapać syna Posejdona za ramię.

- Ty idziesz ze mną, Percy Jacksonie! - zawołała.

- Zapomnij! - Percy odciął swym Orkanem rękę Echidny. Ta zajęczała boleśnie.

     Gdy tylko Percy oddalił się od potwora, syn Marsa cisnął w przycisk.

     Tego wybuchu nie dało rady opisać słowami...

4 komentarze:

  1. "- To już zostawcie mnie - Leo uśmiechnął się szelmowsko. - Żryj ogień, potworze!" - cz tylko ja się zaśmiałam?! Tekst z serii: Leo.

    Pisz, pisz więcej!

    thestoryofnewgeneration.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział nie jest taki zły, ale i tak umierałam ze śmiechu kilka razy XD
    "Wtedy do baru wbił Leo z długim Hot Dogiem w ręku i usiadł na brzegu." Brzegu czego, morza?
    "- Oznacza to, że musiało być tam dużo potworów... - zaczął Leo dokańczając Hot Doga" Nie wiem czemu, ale ten hot dog z dużej litery tak dziwnie wygląda, jakby był osobną postacią.
    XDD
    Ale warsztat pisarski poprawiłeś, muszę powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  3. no nareszcie!! kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń