Frank Zhang
O tym co się wydarzyło w "Gadzim Raju" nikt wolał już nie wspominać. Wystarczyło im tylko dziękować bogom za to, że wciąż jeszcze żyli. Tuż przed wylotem Percy kazał Frankowi wyrzucić zużyty dezodorant i już nigdy nie brać śmiercionośnych obiektów ze sobą...
Lot w stronę góry Othrys dłużył się niemiłosiernie, a wcale nie znajdowała się ona aż tak daleko. Hazel siedząca tuż za Frankiem oparła się na chłopaku, a jej oddech stał się spokojny i równy. Syn Marsa też zrobił się śpiący. Franka wciąż bolała szyja, po tym jak Echidna go tam ukąsiła. Bał się tylko, żeby nie było to coś poważnego. Nie mógł tracić czasu na takie błahostki.
- Nie wiem... - odparł po czym zawołał do wszystkich - Daleko jeszcze?!
Leo ocknął się i spojrzał na Percy'ego, po czym rzekł:
- Tak, tak! Już niedaleko! Zaraz lądujemy!
Frank nadal przypuszczał, że Leo nie nadawał się zbytnio na kapitana, jednak nie miał innego wyjścia. Smoki zaczęły powolu opadać w dół. Frank wciąż nie wiedział do końca jak się nimi steruje. Zdecydowanie wolałby włączyć autopilota i spokojnie zasnąć.
Dokładnie minutę później byli już kilka metrów nad ziemią. Na wszelki wypadek Hazel mocno chwyciła za Franka, który zdawał się być osłabiony. Łapy brązewo Festusa wylądowały na ziemi, co było ulgą dla syna Marsa. Cieszył się, że tym razem również nie roztrzaskał się na małe kawałki.
- Witajcie na górze Tamalpais! - zawołał Leo, lądując tuż obok reszty półbogów - Oto właśnie ruiny dawnej siedziby tytanów w Othrysie. Nacieszcie się tymi niezapomnianymi chwilami w tak pięknym miejscu.
Frank wyczuł w jego słowach ironię. Zeskoczył ze smoka, po czym jego wzrok powędrował wysoko w górę. Kilkadziesiąt metrów wyżej znajdowały się ruiny twierdzy zamieszkałej niegdyś przez tytanów (zakładając, że już ich tam nie ma). Wszyscy szybkim krokiem wspięli się na samą górę. Z tak wysoka świetnie było widać most w San Francisco mieniący się w blasku zachodzącego słońca. To co ujrzał Frank, wywarło na nim ogromne wrażenie.
Spodziewał się, iż twierdza będzie bardziej zniszczona. Prócz setek kamiennych blogów walających się po ziemi, zamek wydawał się wręcz nienaruszony. Sam pałac przypominał Frankowi bardzo duże mauzoleum wykonane z głęboko czarnego marmuru, czyniąc go przerażającym i pięknym, stworzonym niczym ze strachu i cienia. Lśniące wieże pałacu sięgały chmur. Tuż przed wejściem do budowli znajdował się kilkumetrowy posąg przedstawiający człowieczą postać z głową wzniesioną ku górze. Monument zdawał się być uszkodzony, gdyż postać była pozbawiona rąk.
- Inaczej zapamiętałem to miejsce... - odparł Jason, przerywając głuchą ciszę komponującą się z szumem wiatru i szelestem liści.
- Nie wiem jak wy, ale ja zaczynam się trochę cykać. - powiedziała Hazel, zapinając suwak od kurtki - To miejsce jest zbyt ponure.
Percy bez zastanowienia ruszył na przód. Reszta herosów, nie mając innego wyjścia, poszła za nim krok w krok.
- Co ty tutaj masz? - zapytała zaniepokojona Hazel, dotykając szyi Franka.
- Gdzie...? Co...? - zapytał Frank - A takie tam zadrapanie...
- To wygląda, jakby ktoś cię tam ugryzł. To coś poważnego?
Frank udał, że nic nie słyszał. Dalej podążając za grupą, wbiegł do budynku poprzez kilkumetrowe wrota. Wnętrze pałacu wyglądało jeszcze mroczniej niż na zewnątrz. Znaleźli się w tak szerokim i tak długim korytarzu, że nie było widać końca. Sklepienie podtrzymywane było przez lśniące kolumny wykonane z ciemnego marmuru. Co kilka metrów znajdowało się popiersie - każde przedstawiało innego Tytana, który zamieszkiwał niegdyś te progi. Percy ruszył dalej. Jego krok był niepewny i powolny.
- Gdy ostatnio tu byłem... - zaczął Jason - To miejsce było w o wiele gorszym stanie.
- Myślisz, że ktoś to odbudował? - zapytał Percy.
Jason wzruszył ramionami. Gdy wreszcie dotarli na sam koniec korytarza, napotkali przed sobą kolejny posąg. Ten był największy ze wszystkich. Przedstawiał uzbrojoną postać okrytą w liczne szaty, przez co trudno było określić kim on dokładnie jest. Stał on na wysokim podeście, a w ręce trzymał lśniący miecz. Z grzbietu wyrastała mu para czarnych skrzydeł.
- To co? Chyba pora wreszcie wziąć się do roboty! - odparł Leo - Musimy znaleźć jakieś wskazówki!
Frank od razu podszedł pod najbliższą ścianę i zaczął dokładnie ją obmacywać. Hazel postanowiła zbadać posąg znajdujący się na środku pomieszczenia. Syn Marsa powoli zaczął przesuwać się w lewo, aż w końcu napotkał metalową tabliczkę z widniejącym napisem, którego nie potrafił rozszyfrować.
- Mam coś! - krzyknął z oddali Leo - Tam za tym meblem!
Wszyscy natychmiast pobiegli do syna Hefajstosa. Stanęli przed przeszkloną gablotką, na której poustawiane były różne czary, porcelany i inne dziwne rzeczy podobne do tych, które zbierała babcia Franka. Chłopak nie zauważył wcześniej tego mebla.
- Co z nią? - zapytał zdziwiony Percy.
- Nie "co z nią", tylko "co za nią"! - poprawił go podekscytowany chłopak - Tam za nią jest jakieś tajne przejście.
Półbogowie powymieniali się spojrzeniem. Percy i Jason ustawili się po obu stronach gablotki i przesunęli ją na bok. Rzeczywiście odkryli tajemne przejście. Wejście prowadziło schodami gdzieś na sam dół. Frankowi kojarzyło się to ze średniowiecznymi lochami, w których trzymali przestępców, a potem ich tam torturowali. Wzdrygnął się.
- Leo! Jesteś genialny! - zawołała Hazel.
Ten uśmiechnął się dumnie i zaczął prowadzić:
- Za mną!
* * *
Schody do podziemi były jeszcze dłuższe niż mogło by się zdawać Frankowi. Jednak gdy pomyślał, że potem będzie musiał znów po nich wchodzić, zrobiło mu się słabo. Hazel również nie wyglądała najlepiej. Miało to pewnie związek z podziemiem, z którym miała traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa.
Frank zeskoczył z ostatniego stopnia i w końcu znalazł się w kolejnym pomieszczeniu. Choć było w dużym stopniu zakurzone nie oznacza, że całkowicie opuszczone. Wielkość pokoju porównywalna była z rozmiarami boiska do squasha. Pod ścianami poustawiane były różne gablotki, sejfy, broń. Największą uwagę Franka przykuł jednak ogromny pierścień o dwumetrowej średnicy przymocowany do ściany. Był wykonany z trwałego metalu. W każdym razie przypominał on pewne urządzenie, którego celu chłopak nie potrafił jeszcze rozkminić.
Percy'ego również zaciekawił ów pierścień, do którego podszedł powolnym krokiem.
- Wygląda jak jeden z wynalazków Dedala... - szepnął do siebie.
- Co mówisz, Percy? - zapytał Jason.
- Nic, nic, szepczę tylko do siebie...
Percy uniósł dłoń i palcem wskazującym musnął brzeg okręgu. Maszyna odżyła. Zaczęła dygotać, po czym w jej wnętrzu ukształtował się niewyraźny obraz. Percy już kiedyś widział to miejsce. Przeszły go ciarki.
Wszyscy pobiegli do pierścienia zaciekawieni tym, co ono przedstawia.
- Czy to jest...? - zaczęła Hazel
- Podziemie Hadesa, a dokładniej Tartar - dokończył za nią.
Nagle grunt pod stopami Franka zaczął się trząść. Na jego głowę zaczęły opadać kulki kurzu z sufitu. Syn Marsa obawiał się, że budynek zaraz cały się zawali.
- KTO OŚMIELIŁ SIĘ WŁAMAĆ DO ŚWIĘTEJ SIEDZIBY TYTANÓW!? - zabrzmiał głośny i donośny głos dobiegający ze wszystkich stron.
Półbogowie wymienili się przerażonym wzrokiem, po czym szybko zaczęli z powrotem wbiegać po schodach na górę. Frank nerwowo przeskakiwał co drugi stopień. Był na samych tyłach, żeby pilnować, czy nikt nie zostanie z tyłu. Tuż przed nim biegła Hazel. Co kilka metrów się potykała, ale zaraz po chwili wstawała na nogi i kuśtykała dalej. Widać było, że jej całe ciało drgało. Gdy już dotarli na samą górę, otrzymali kolejną nieprzyjemną niespodziankę. Podest, na którym wcześniej znajdował się ogromny posąg, był pusty. Frank obawiał się najgorszego.
Nagle tuż za nimi zatrzęsła się, gdy olbrzym skoczył na ziemie, atakując ich od tyłu. Wszyscy upadli na ziemię.
- GAJA WAS SZUKA! - wrzasnął potwór, trzepocząc skrzydłami - ODDAM JEJ WAS, ŻYWYCH LUB NIE!
Sługa Matki Ziemii skoczył na herosów. Lewą dłonią chwycił Hazel za tułów, a prawą złapał Percy'ego za nogę.
- Puść mnie! - krzyknęła córka Plutona
Percy natychmiast wyciągnął Orkan i szybkim machnięciem odciął olbrzymowi kończynę. Był wolny.
- ZAPŁACICIE MI ZA TO! - jęknął potwór, po czym zaczął szybciej machać skrzydłami.
Ruszył prosto w górę, robiąc wielką dziurę w dachu. W lewej dłoni wciąż trzymał bezbronną Hazel. Frank złapał się za głowę.
- Szybko, Frank! - krzyknął Leo - Zmień się w smoka i poleć ją uratować!
Syn Marsa natychmiast wkroczył do akcji. Gdy tylko zamknął oczy, wyobraził sobie, że jest wielkim, latającym smokiem. Był już bliski przemiany, jednak coś poszło nie tak. Transformacja z niewiadomych przyczyn się nie powiodła - nadal miał swoją człowieczą formę.
- No dalej, Frank! - zawołał niespokojny Jason - Szybko!
- Ja... ja nie mogę... - odparł po chwili, choć sam w to nie wierzył. - Nie działa...
Wszyscy spojrzeli na zakłopotanego i przerażonego Franka, który sam nie wiedział co zrobić. Był bezsilny. W tym czasie Hazel zniknęła już z pola widzenia.
Rozdział jest świetny. Cieszę się, że wróciłeś z rozdziałami i w ogóle do pisania.
OdpowiedzUsuńPodkład muzyczny wcale nie jest za głośny i jest ok, ale ja i tak zawsze włączam jakąś swoją muzykę.
Asia ;)
Dziękuję :D Poza tym widzę, że zmieniłaś Nick :)
UsuńPozdrawiam!
Wszystko jest świetne i fajne ;) wg mnie nie potrzeba żadnych zmian ;)
OdpowiedzUsuńAaa... i brakuję mi Jagły XDD
UsuńHaha, ale boję się, że nic z tego nie wyjdzie, bo Jason jest troszkę nieśmiały xD
UsuńDzięki za koma! :D
Rozdział - cudowny!
OdpowiedzUsuńBŁAGAM TYLKO NIE ANNABETH I LUKE!
Prosze
Błagam
Percabeth 4ever!
Tak, tak! Już niedalego! Zaraz lądujemy! - "niedaleKo"
Muzyka jest spoko, sama zastanawiam się nad dodaniem u mnie soundtracku z PJ "Thalia's Story".
FRANK nie może się przemienić, bo go ugryzło!!! Wiedziałam! Teraz porwali i Ann i Hazel. Jeszcze Piper i mają całą trójcę, a ich wspaniali ukochani ich uratują (MAJĄ ICH URATOWAĆ).
I Hazel zostaw z Frankiem. Rozbij Piper i Jasona. Nigdy nie lubiłam ich związku. Osobno byli spoko - razem już nie. U mnie też coś się między nimi wydarzy.
Nie przedłużam
Całuję
Pozdrawiam
Weny
Więcej Parcabeth ♥
♥♥♥
Susan ☻
PS.: http://thestoryofnewgeneration.blogspot.com/2016/02/chapter-iii-silena.html <----- ROZDZIAŁ III ♥
UsuńDziękuję! A rozdział przeczytam, jak już wrócę do domu :D
Usuń